Tomasz Łabuda Tomasz Łabuda
430
BLOG

Dobry egoizm, czyli wartości płynące z fałszywej przyjaźni

Tomasz Łabuda Tomasz Łabuda Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Nie mam wielu znajomych. Posiadam wiele aspołecznych cech, przez co ciężko mi odkrywać nowe kontakty. Jednak mam też w sobie otwartość, potrafię się szybko odkryć. Lubię być szczerym wobec ludzi, wobec znajomych. I, mimo że wydaje się to bardzo pożyteczną cechą, dostrzegam też duże minusy tego. Lgną do mnie osoby, które nie powinny. Słucham wszystkich. Sam lubię mówić co myślę. Jednak bardzo dużo jest osób, które to widzą i nie będą się wahać to wykorzystać. Widzą we mnie człowieka ze słabą psychiką (co istotnie, niestety, ma miejsce) i próbują ingerować w moje myśli, w mój punkt widzenia. Narzucać swoje rację i wykorzystywać mnie. Jednak, na ich nieszczęście, mam też już tą świadomość, że bez problemu zauważam takie rzeczy.

I, dla swojego dobra, kilka lat temu musiałem podziękować pewnej osobie za znajomość. Wyszedł tu mój brak charakteru. Nie potrafiłem zagrać w otwarte karty i powiedzieć wprost, co myślę. A powinienem to zrobić i mam tego pełną świadomość. Zachowałem się bardzo nieodpowiednio wobec niej. Jednak trochę się też bałem reakcji, która mogła być różna.

Nie była to pochopna decyzja, jakich jest wiele u ludzi. Nie targały mną wyraziste emocje. Dużo myślę i zanim to zrobiłem upłynęło sporo czasu, podczas którego zastanawiałem się nad tym. Co zrobić. Trwało to dobrych kilka miesięcy, następnych kilka trwał proces dystansowania się. Aż osiągnąłem to, co chciałem i czas, też niedaleki od tego momentu, ugruntował mnie w słuszności tej decyzji.

Zachowałem się wobec tej osoby źle, ale zrobiłem dokładnie to, co musiałem. Ta postać miała bardzo zły wpływ na mnie, na moje zachowanie, też na samopoczucie. I, mimo że zrobiłem coś złego, to wobec siebie była to wspaniała decyzja, której nie żałowałem ani przez moment. Była dobra, od razu poczułem ulgę. Powinienem to zrobić dużo wcześniej, jednak koniec końców dobrze, że to się stało. Abstrachując od sposobu zerwania znajomości to wiem, że podjąłem słuszną decyzję.

Każdy medal ma co najmniej dwie strony. Moja decyzja miała wpływ na to, że osoba o której mówię mogła mieć utrudniony kontakt z resztą znajomych. To ja byłem osobą, która sprawiała, że dystans między nim, a resztą naszego towarzystwa się skracał. Dlatego, gdy zerwałem tę znajomość, de facto utrudniłem tej osobie kontakt z resztą. Oczywiście, każdy ma prawo spotykać się z kim chce i nadal ma to miejsce, niech każdy robi to, co uważa za stosowne. Ale coś się wówczas skończyło, doszło do małego rozłamu, na którym to ta osoba najwięcej straciła.

Czas leczy rany i studzi emocje. A jak się coś traci, to często zaczyna się to dostrzegać po czasie. Mieliśmy przez pewien moment status przyjaciół. Jednak widziałem też już wtedy, że ta osoba mnie namawia do złych rzeczy. Ma na mnie bardzo zgubny wpływ, robiłem rzeczy których nie powinienem, nawet jak to dostrzegałem wówczas, to nie zawsze starczało mi odwagi i charakteru, żeby się na coś nie zgodzić. Ingerowała w moje myśli, narzucała to, co chciała. A otwarty na innych umysł łatwo prześwietlić. Jestem nieufny wobec obcych, jednak jak już wspomniałem, potrafię się otworzyć w zaufanym gronie. I nie jest przyjemne, gdy ta "zaufana" osoba próbuje drugą manipulować. Wykorzystać do własnych celów. Mam inną definicję przyjaźni. Między innymi stąd moja decyzja (oczywiście na to składało się wiele czynników).

Jestem introwertykiem i słowo "przyjaźń" jest dla mnie bardzo silne. Nie nazwę tak wielu osób, a na pewno nie będzie dla mnie taką osobą ta, która wykorzystuje innych. Ich otwartość, ich szczerość dla własnych celów. Jestem podatny na sugestie innych, tym bardziej szkodliwe i niebezpieczne to było dla mnie. A robienie takiej rzeczy, świadomie, nie raz, gdy jeszcze dzień wcześniej sama ta osoba potrafiła otwarcie się zwierzyć, ma dla mnie status... prawie zdrady. Kłamstwa. Nie chce wyolbrzymiać, wszak nie jestem bez winy, zdarza (niestety, szczerze ubolewam nad tym) i zdarzało mi się kłamać samemu. Ale nigdy to nie było kosztem domniemanego przyjaciela. Budziło to we mnie na przestrzeni kilku miesięcy prawdziwą odrazę i zmuszało do tego, żeby zakończyć tę znajomość. Jakimkolwiek niemal sposobem.

I dziś mam okazję tę znajomość odświeżyć. Ta osoba chciałaby tego, wszak straciła powiernika, kogoś kto ją rozumiał i wysłuchał. Ciężko jest na pewno, gdy się nie ma takiej osoby. Miałem przez jakiś czas dylemat z tym związany, ale doszła do mnie prawidłowa odpowiedź na tą sytuację.

Nie mam ochoty popełniać znów tego samego błędu. Dostrzegłem go, prowadząc tę znajomość. Zrywając ją naprawiłem ten błąd. Nie zrobię go znów, będę mądrzejszy, nauczę się na własnym przykładzie.

Szkoda i żal mnie oraz jego. Mnie, bo nie potrafiłem tego zrobić w cywilizowany sposób, bo wyszedł mój papierowy charakter, czy też jego brak. A jego, bo tracąc przyjaciela pogorszył mu się kontakt z resztą znajomych związanych ze mną. Jednak to on sam jest temu winien. Nie ja. Nie jest moją winą, że doceniam otwartość. Że manipulacja przyjaciółmi budzi u mnie odrazę, że nie chce znać, przebywać wśród takich osób.

Może po czasie ta osoba zrozumiała to, może wyzbyła się tego. Ale nie mam najmniejszego powodu, żeby jeszcze raz zaufać, żeby dać sobie znów szansę popełnić błąd. Wolałbym się na nich uczyć i to zrobię tym razem.

Owszem, staram się być jak najlepszym dla ludzi. Nie żywię już urazy, staram się być serdecznym. Ale nie będę przysłowiową Matką Teresą wobec wszystkich, zwłaszcza tych, wobec których nie widzę tego, że warto. Raczej to, że zostanę znów wykorzystany, znów zmanipulowany.

Wiem, że powinienem się z nim spotkać. Zagrać w otwarte karty, powiedzieć o co chodzi wprost. Ale lękam się już nie samej tej osoby, krzywdy fizycznej, a tego że znów się otworzę. I dam sobie wmówić pewne rzeczy, tego wywracania kota do góry ogonem czy świadomego robienia, przepraszam za określenie, panny bardzo lekkich obyczajów z logiki. Nawinięcia makaronu na uszy i robienia z mózgu wody. Nie po to wyleczyłem się z jednego schorzenia, żeby teraz sobie aplikować zalążek do dalszej choroby, nie chce też samego siebie wystawiać na tarczę, na której można mnie ustrzelić.

I wiem, że to może być egoistyczne spojrzenie na sprawę. Widzę, że ta osoba żałuje tego, w jaki sposób się to potoczyło, że okoliczności w okół tej znajomości nie ułożyły się dokładnie po jej myśli. Ale co mam innego zrobić? Wrócić do starego błędu? Nadstawić się na ten strzał? Nie mam zamiaru nawet dawać sam sobie okazję do popełnienia błędu, a zwłaszcza gdy widzę słuszność mojej decyzji, jej zbawienność.

Mój egoizm polega na tym, że chce jak najlepiej dla siebie. I muszę się przez to otaczać wartościowymi ludźmi. Te osoby też mogą czuć pewien profit, przecież staram się być otwartym, dawać dobrą Energię. Sam na tym czerpie, sam też to staram się dać. Nie chce otaczać się ludźmi skorymi do krętactwa, nieszczerymi. Nie chcę przecież samemu się takim stać.

Puenta jest prosta. Bądź dobrym wobec przyjaciół, znajomych, rodziny, a na pewno znajdą się osoby, które to docenią. Tak jak widzą manipulacje i kłamstwo, tak dobroć też widać. Wiem, że ciężej ją zobaczyć, ale jest. Będąc członkiem tego, łatwej się stać lepszym. A to co sami dajemy potrafi do nas wrócić. Jeśli dajesz otoczeniu fałsz i niejasność, krętactwo i chciwość, to nie zdziw się, jeśli będą otaczać Cię właśnie tacy ludzie. Bo ci dobrzy, o czystszym sercu, znajdą sobie odpowiedniejsze towarzystwo dla siebie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości